Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz
347
BLOG

Wolność, albo bateria do smartfona.

Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz Społeczeństwo Obserwuj notkę 16

Kwestie różnorodnych wolności znów pojawiają się na pierwszych stronach. Facebook banuje użytkowników, telewizja CNN w programie na żywo przerywa wypowiedź gościa, który mówi, że Clintonowa kłamie, we Francji wciąż trwa stan wyjątkowy, który służy wyłącznie utrudnianiu życia przedstawicielom partii spoza mainstreamu w prowadzeniu kampanii prezydenckiej.

http://www.dailymotion.com/video/x4zktws_clinton-cut_news

Jakoś tak się złożyło, że Francja jest obecnie na czele różnych działań antywolnościowych. Proces ten przyspieszył bardzo po przejęciu władzy przez Nicolasa Sarkozy'ego przejmującego prezydencję po Chiracu i wydaje się nierozerwalnie związana z przekierowaniem polityki francuskiej ze szczątkowej niezależności do całkowitego zwasalizowania Paryża wobec Waszyngtonu. 
Niektórzy pamiętają  może, że Jacques Chirac odmówił Amerykanom wsparcia w napaści na Irak w 2003 roku. Była to ostatnia znacząca, suwerenna decyzja władz francuskich, która na tyle rozwścieczyła Waszyngton, że w ciągu 5 lat zostały wymazane jakiekolwiek marzenia o "suwerenności". 

Francja wróciła do struktur wojskowych i scentralizowanego dowodzenia NATO i praktycznie straciła jakąkolwiek kontrolę nad strategicznymi elementami w państwie. Atak Francji na Libię zrealizowany na zamówienie USA był wyraźnym, jednoznacznym okazaniem uległości wobec hegemona, podobnie jak historia niewydanych Mistrali, której nie da się określić inaczej, jak publicznym, na arenie międzynarodowej, upokorzeniem jeszcze do niedawna mocarstwa, pokazaniem mu jego miejsca w szeregu. Warto przypomnieć, że francuska armia nie ma już pełnej kontroli nad francuską bronią nuklearną.

Ta utrata suwerenności Francji na arenie międzynarodowej wydaje się wyraźnie odbijać na polityce wewnętrznej. Władze likwidują różne wolności, głównie wolność słowa, ale nie tylko, pod pozorem walki z różnymi zagrożeniami. Rząd przepycha kolejne ustawy nawet wbrew parlamentowi (we Francji jest to możliwe na zasadzie - albo akceptujecie całą ustawę, albo nastąpi dymisja całego rządu - po prostu ultimatum (art. 49-3 konstytucji)), uderza w podstawowe wolności, wprowadza cenzurę, zakazuje manifestacji.., Przykłady można mnożyć.

1 listopada 2016 rząd Francji zaaprobował wprowadzenie w życie scentralizowanej bazy danych wszystkich obywateli o nazwie T.E.S (Titres Electriques Sécurisés). Będą w niej zawarte informacje o nazwisku, kolorze oczu, wzroście, rodzicach, odciskach palców, zdjęcie z dokumentu itp. Dane takie oczywiście znajdowały się w formie elektronicznej w różnych miejscach, lecz nie były dotychczas w żaden sposób scentralizowane.

"So what?" mógłby ktoś zapytać (albo raczej "et alors?").

Wciąż nie mogę się nadziwić, jak bardzo przytłaczająca większość ludzi ma kompletnie w nosie jakiekolwiek idee związane z wolnością. Z jednej strony wszyscy kłapią o KOR, o obronie demokracji, o wolności, którą odzyskać niby mieliśmy w 1989, a z drugiej 90% ludzi, których się o to zapyta, nie widzi niczego specjalnego w powszechnej inwigilacji, "bo przecież nie mają nic do ukrycia". Czasami, niektórzy z nich zareagują jeszcze rozbłyskiem refleksji jak się ich zapyta "czy w takim razie nie mają nic przeciwko zniesieniu wolności słowa, bo przecież nie mają nic do powiedzenia?", ale jest to reakcja krótka i szybko zapomniana.

Scentralizowany spis obywateli jest pomysłem przerażającym. Nawet jeśli założymy, że obecne władze są w pełni praworządne i życzliwe obywatelom, że działają w pełni na rzecz jak największego dobrobytu itp, co oczywiście jest dziś EWIDENTNĄ DLA KAŻDEGO NIEPRAWDĄ, to nie mamy żadnej wiedzy o tym, co będzie za 10 lat. Nie wiemy kto będzie rządził.

Polowanie na Żydów w okresie hitlerowskiej dominacji nad Europą odbywało się na bazie rejestrów stanu cywilnego. Papierowych, trudnych do szczegółowej kontroli, a jednak było to skuteczne. Niemcy potrafili dojść do tego, że ktoś miał babkę Żydówkę, przez co mógł sam być uznany za Żyda.

Ale przecież dało się przed tym uciec czasami, bo papierowe archiwa mogły spłonąć, bo można było różne rzeczy podrobić, oszukać, zmienić, dodać. To uratowało życie wielu ludziom. Tysiące żydowskich dzieci przeżyło, bo proboszcz wystawił fałszywe świadectwo chrztu...

Gdyby istniał taki centralny spis, można byłoby zapomnieć o jakiejkolwiek szansie na wywinięcie się z getta i komory gazowej.

KTO jest w stanie zagwarantować mi, że za 10 lat do władzy nie dojdzie ktoś, kto postanowi wymordować wszystkich ludzi, którzy mają niebieskie oczy i mierzą ponad 1m80? Co? Że to się wydaje mało prawdopodobne? A myślicie, że w 1923 roku wydawało się komuś prawdopodobne, że za 10 lat władzę przejmie Hitler i jego kompani? 

Wolność polega również na tym, że NIE MA takiej centralizacji danych. 

A w czym nas może to dotyczyć, skoro to we Francji, a nie u nas? Ano w tym, że wszelkie takie nowinki jakimś dziwnym trafem szybciutko i do nas docierają. U nas też się mówi o takiej centralizacji danych, a to żeby ścigać oszustów podatkowy, a to żeby wyłapać tych, którzy nie płacą ZUS...

Ale kogo to dziś obchodzi, ta wolność... Ważne, żeby bateria do smartfona trzymała więcej niż jeden dzień.

Powroty - co by było, gdyby Polska nie powiedziała NIE Hitlerowi?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo