Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz
411
BLOG

Amerykanie zrywają kontakty z Rosją w Syrii

Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz Polityka Obserwuj notkę 16

Tu link http://fakty.interia.pl/raporty/raport-wojna-w-syrii/aktualnosci/news-wojna-w-syrii-cierpliwosc-wobec-rosji-jest-na-skraju-wyczerp,nId,2284867

Właściwie problemu nie ma. Nie ma się co przejmować manifestacjami zwolenniczek mordowania dzieci, bo całkiem niewykluczone, że niedługo dzieci zostaną skutecznie wymordowane, razem z nimi skądinąd, a także z normalnymi ludźmi.

USA całkiem otwarcie prze do wojny. Zrywa kanał porozumienia z Rosją w Syrii - a warto wiedzieć, że Syria wcale nie jest tak daleko od nas i tu w ogóle nie chodzi o odległość. W Syrii rosyjskie samoloty mogą spotkać się w powietrzu z amerykańskimi, albo francuskimi, czy tureckimi, i jeśli nie będzie odpowiednich kanałów porozumienia, to może wydarzyć się wszystko i cokolwiek. Tam samoloty latają w pełnym uzbrojeniu.

Warto przypomnieć, że jednym z rozwiązań, do jakich prą niektórzy w USA jest wprowadzenie nad Syrią strefy, w której nie może operować lotnictwo. Próba wprowadzenia takiego rozwiązania zakończyłaby się oczywiście wybuchem konfliktu, który mógłby się szybko przerodzić w totalną wojnę.

Być może warto jednak zacząć od faktów. Otóż obecność JAKICHKOLWIEK obcych wojsk w Syrii, wyłączywszy wojska rosyjskie, jest nielegalna. Jest to całkowicie niezgodne z prawem międzynarodowym, które bardzo dokładnie i jasno określa w jakich przypadkach na terenie suwerennego państwa mogą znajdować się obce wojska. Żadne państwo nie ma na to mandatu ONZ - a taki mandat legalizowałby obecność obcych wojsk - i jedynie Rosjanie są w Syrii na zaproszenie legalnych władz tego państwa.

Nie ma żadnego znaczenia jak oceniamy obecne władze w Syrii, czy uważamy Assada za tyrana czy nie. Władze w Damaszku są jak najbardziej legalne, a Syria jest niepodległym państwem.

USA i inne państwa NATO znajdują się tam nielegalnie, czyli faktycznie prowadzą całkowicie nielegalną agresję na suwerenne państwo. Z różnych przyczyn nie jest to wiodący temat w światowej polityce. Są na razie ważniejsze sprawy, to znaczy konieczność likwidacji ISIS i innych terrorystycznych organizacji znajdujących się na terenach Syrii. USA teoretycznie deklaruje swoją wolę walki przeciwko tym wspólnym wrogom (choć w praktyce widać, że istnieje bardzo daleko idąca współpraca amerykańskich służb zarówno z "rebeliantami", jak i ISIS).

Warto jednak pamiętać, że celem działań Waszyngtonu w Syrii nie jest ISIS tylko jest obalenie obecnych władz tego kraju. Swego czasu, w latach 2011-2012 cel ten nie był nawet w żaden sposób ukrywany, mówiono o tym wprost, mówiły o tym media. Było tak, bo wszystkim się wydawało, że upadek Assada jest bliski, więc wystarczy jedna, czy dwie akcje diabolizacji - wszyscy pamiętają zapewne gigantyczną, propagandową i kłamliwą akcję medialną dotyczącą użycia broni chemicznej przez władze w Damaszku - i Assad padnie tak, jak padł Kadafi. Jednak Rosjanie, bojąc się o swój jedyny punkt zaczepienia na Morzu Śródziemnym, postanowili zadziałać, dali się zaprosić Assadowi, który bez ich pomocy faktycznie szybko by został zmieciony, i całkowicie zmienili układ sił.

Trzeba wiedzieć, że w tym wszystkim, co się dzieje na Bliskim Wschodzie chodzi o ropę naftową, gaz oraz o kontrolę kawałka wybrzeża. Rosjan najbardziej interesuje kontrola wybrzeża, Iran jest zainteresowany gazem, tak jak Katar, Arabii Saudyjskiej chodzi o blokowanie Iranu, a Stanom Zjednoczonym, jak się wydaje, zależy głównie na utrzymaniu chaosu w regionie, bo wydaje im się, że jest im najłatwiej wówczas to wszystko kontrolować.

Cele obecności militarnej różnych mocarstw na tamtym terenie nie mogą być ogłoszone oficjalnie i otwarcie, bo mogłoby to grozić utratą zaufania wyborców - szczególnie tam, gdzie takie zaufanie jest potrzebne by pozostawać u władzy. Dotyczy to szczególnie USA, w mniejszym stopniu Rosji. Problem w tym, że nasze media mają w większości swoje źródła w USA, lub są kontrolowane przez USA i jego sojuszników albo amerykańskie i powiązane z nimi  korporacje, przez co mamy dość ograniczony dostęp do pełnej informacji. Trzeba się dużo naszukać, by do niej dotrzeć, a i to nie zawsze jest możliwe. W mediach dominuje propaganda wojenna oparta w zasadzie zawsze na kłamstwach, a jej celem jest przekonanie nas do konkretnego sposobu odbierania informacji i uwarunkowanie naszych reakcji tak, by w odpowiednim momencie można było łatwo wywołać konflikt i nie trzeba było się obawiać o opinię publiczną.

25 lat temu takim przygotowaniem do konfliktu była zapłakana "pielęgniarka z Kuwejtu", 14 lat temu były to kłamstwa o "broni masowego rażenia w Iraku", 5 lat temu były kłamstwa o tym, że Kadafi morduje swoją własną ludność... Dziś opowieści o "ataku chemicznym wojsk Assada" czy o bombardowaniu przez rosyjskie i syryjskie lotnictwo konwojów humanitarnych i szpitali w Aleppo są taką samą próbą przygotowania nas do tego, co nas czeka. Nikt nie powie otwarcie jakie są prawdziwe cele zaangażowanych sił.

A nam, prostym połykaczom tej propagandy pozostaje rozszyfrowywanie docierających do nas informacji. Wiemy, że atak pójdzie w kierunku Rosji i Bliskiego Wschodu, bo zostaliśmy już do tego przygotowani, urobieni przez propagandę. Nienawidzimy Rosji, i nienawiść ta jest wciąż podsycana, nienawidzimy muzułmanów i nienawiść ta jest wciąż podsycana.

Problem w tym, że  mamy obecnie krytyczną sytuację, gdy USA otwarcie zrywa kontakty z Rosją. Taka sytuacja to nie przelewki. Jest to z całą pewnością powiązane z nadchodzącymi wyborami, ale wielu obserwatorów zauważa, że pewne fakty mogą sugerować, że Stany Zjednoczone nie mają jednego centrum dowodzenia, tylko jest kilka ośrodków prowadzących często sprzeczne działania, co jeszcze bardziej komplikuje sprawy.

Być może rozpętanie konfliktu rosyjsko-natowskiego w Syrii jest celem zwolenników Hillary Clinton? To mogłoby się trzymać kupy szczególnie wobec Trumpa, który otwarcie głosi hasła układania stosunków z Rosją. Taki konflikt mógłby jednoznacznie przechylić szalę na stronę jego przeciwniczki, która głosi chęć kontynuacji obecnej polityki, czyli faktycznie kursu na konflikt.

A że taki konflikt może przerodzić się w wojnę? A co to ich obchodzi? Oni wierzą, że mogą być bezpieczni u siebie, a wojna może być przy okazji doskonałym sposobem na likwidację monstrualnych problemów ekonomicznych grożących zawaleniem się gospodarczego ładu świata, w którym Ameryka jest hegemonem.

Powroty - co by było, gdyby Polska nie powiedziała NIE Hitlerowi?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka