Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz
698
BLOG

A może wylosujmy?

Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz Polityka Obserwuj notkę 18

Szklany pojemnik, w którym i obok którego leży duża liczba złożonych karteczek.

Mnóstwo ludzi w różnych sytuacjach ma tendencję do oceniania działań polityków jako "głupoty". Bez trudu udaje się im wykazać, że gdyby w danej sytuacji dany polityk zrobił to, czy tamto, to efekt byłby o wiele lepszy dla całości społeczeństwa, czy w ogóle byłoby lepiej. Mnóstwo ludzi popełnia podstawowy błąd. Błąd wynikający z przyjęcia niewypowiadanego założenia, że politycy, którzy nami rządzą, robią to dla dobra wspólnego. Po to, żeby było lepiej dla wszystkich.

To nieprawda! Ludzie, którzy są u władzy nie działają dla dobra wspólnego. Nawet jeśli początkowo ich zamiary są chwalebne, system w którym funkcjonujemy zawsze doprowadzi do tego, że zaczną działać na rzecz jakichś partykularnych interesów. Zasadniczo doszliśmy dziś do sytuacji, w której przytłaczająca większość zgadza się, że państwo, w którym żyjemy jest chore i nie funkcjonuje tak, jak powinno.

Zdrowy rozsądek i doświadczenie nakazują, by nie dawać władzy ludziom, którzy jej chcą. Niestety świat, w którym żyjemy funkcjonuje w systemie, w którym władze przejęli ludzie zajmujący się tym zawodowo, w większości nie potrafiący zupełnie nic innego (a tak naprawdę POŻYTECZNEGO) robić. Wiedzieli o tym nasi praprzodkowie, którzy wymyślali różne sposoby ograniczenia i kontroli władzy, sposoby, o których dziś zupełnie zapomnieliśmy.

Wydaje się, że reprezentanci - posłowie, radni, prezydenci - są konieczni. Większość ludzi nie ma ani ochoty, ani predyspozycji, by zajmować się polityką, w związku z czym nie można na nich skutecznie liczyć w każdym momencie, gdy konieczne będzie podejmowanie decyzji dotyczących całości państwa, czy lokalnej społeczności. Ważne jest jednak, by istniały bardzo silne, niepodważalne mechanizmy kontroli działania tych ludzi, bo zwyczajnie ludzie u władzy są stałym niebezpieczeństwem. Doświadczenie pokazuje nam, że dostęp do władzy niszczy ludzi o nawet najbardziej czystych intencjach - koniec końców władza (i pieniądze TEŻ) zazwyczaj prowadzi ludzi do szaleństwa, do przekonania o własnej wielkości, nieomylności, wszechmocy, wyższości, a często i do zbrodni. Przykłady można mnożyć, wystarczy popatrzeć na to, jak mówią i co mówią ludzie u władzy gdy wydaje im się, że są tylko w swoim gronie. Wystarczy popatrzeć na afery, na kłamstwa, na sprzeniewierzenie się wszelkim zapewnieniom, obietnicom i wyborczym przysięgom.

Po to, żeby władza mogła DOBRZE funkcjonować muszą istnieć silne i niepodważalne mechanizmy jej kontroli. Nie chodzi nawet o to, by pojawił się jakiś zbawca, jakiś nowy Piłsudski, czy inny de Gaulle, który rozpędzi to całe towarzystwo na cztery wiatry. Po to, by system mógł działać dobrze i działać w interesie ogółu potrzebne są mechanizmy zapisane w prawie w taki sposób, by ich jakakolwiek zmiana była maksymalnie utrudniona. Potrzebne są mechanizmy, które maksymalnie utrudnią możliwość łączenia bogactwa i władzy - bo faktycznie, gdy dziś obserwujemy nasz świat, to widzimy wyraźnie, że to najbogatsi rządzą, a cały system zbudowany jest w taki sposób, by ten stan umocnić na nienaruszalnych fundamentach.

Czemu się tak dzieje? To proste - pozwalamy ludziom, którzy już SĄ u władzy tworzyć zasady, na jakich ta władza ma funkcjonować, na jakich wyłania się rządzących. Czyli faktycznie rządzący sami określają sobie reguły i granice, co może prowadzić jedynie do sytuacji, jaką mamy obecnie. Brzmi niewiarygodnie? No cóż - niestety taka jest prawda.

Art. 4 ust. 1 Konstytucji RP mówi: "Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu."

Czy uczciwie mamy wszyscy głębokie przekonanie, że tak faktycznie jest? Że władza zwierzchnia w Polsce należy do nas wszystkich? Ale spróbujmy sobie na to pytanie odpowiedzieć tak uczciwie, bez oszukiwania się i bez wypowiadania wielozdaniowych zastrzeżeń i doprecyzowań.

Odpowiedź jest chyba oczywista. Każdy myślący człowiek wie, że ta "władza narodu" to dziś jeden wielki pic na wodę. O ile czasami może nam być trudno sprecyzować KTO faktycznie rządzi w Polsce, o tyle bez trudu jesteśmy w stanie stwierdzić, że to z pewnością nie jesteśmy MY, naród. I to całkowicie niezależnie od tego jaka partia czy koalicja jest u władzy. W obecnej kadencji Sejm odrzucił osiem obywatelskich projektów ustaw. Za każdym razem posłowie była przeciwna przyjęciu jakiegokolwiek zapisu z tych projektów.

Konstytucja jest zbiorem zasad rządzących tym, jak ma wyglądać struktura władzy, jak ma być wyłaniana władza, jak ma funkcjonować. Wydaje się to oczywiste, wydaje się, że to jest i powinno być właśnie celem każdej konstytucji. Zapomina się jednak - zapewne nie przypadkiem - o tym, czym tak naprawdę powinna być dobra konstytucja.

Chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, że chętnych do bycia u władzy nie brakuje. W związku z tym regulacja zasad dochodzenia do władzy jest sprawą drugorzędną, choć niezbędną! Jakkolwiek by zaskakująco to brzmiało, sposób, w jaki przedstawiciele narodu, jako najwyższej władzy w państwie, staną się tymi przedstawicielami i jako tacy będą działać nie jest najważniejsze. Najważniejszą funkcją jaką powinna spełniać dobra konstytucja powinno być jednoznaczne określenie nienaruszalnych narzędzi kontroli i ograniczenia władzy. Kontroli i ograniczenia, bo doświadczenie uczy nas, że władza ma tendencję do poszerzania swej domeny niezmiennie i zawsze gdy nie jest poddana odpowiedniej kontroli. Konstytucja powinna maksymalnie OSŁABIAĆ władzę, gdyż władza ma naturalną tendencję do samowzmacniania się.

Zauważmy, że jeśli nawet wydaje nam się, że mamy wpływ na władzę poprzez wybory - co skądinąd jest nieprawdą - to wybieramy przedstawicieli na okres 4 (lub 5) lat bez żadnej możliwości kontroli ich działań, bez żadnej możliwej sankcji i możliwości odwołania. Jedyne, co możemy to złościć się, lub wyśmiewać tych, którzy uwierzyli w obietnice wyborcze. Konstytucja wyraźnie mówi, że posła nie obowiązują instrukcje wyborców. Bycie posłem, radnym czy w jakikolwiek sposób bycie u władzy lub blisko niej przestało byc odbierane przez kogokolwiek dzisiaj jako sposób SŁUŻENIA OGÓŁOWI, stało się natomiast SPOSOBEM NA ŻYCIE.

Czemu tak się stało? To proste.

KONSTYTUCJĘ NAPISALI LUDZIE KTÓRZY SĄ U WŁADZY.

Napisali ją faktycznie dla samych siebie. Nie ma się więc co dziwić, że zamiast ograniczyć sobie samym władzę, zamiast wprowadzić niepodważalne zasady kontroli, możliwości odwołania, konieczności tłumaczenia się przed władzą zwierzchnią, jaką jest naród, stworzyli prawa, które ich tylko chronią i wzmacniają ich władzę. Jedynym rozwiązaniem jest doprowadzenie do sytuacji, w której to MY, ludzie nie będący u władzy i do władzy nie dążący, napiszemy od nowa całą konstytucję w sposób taki, by zawierała wszelkie blokady, hamulce i inne mechanizmy kontroli ludzi mających władzę.

Dziś rządzący przejmują się tym, co zrobią zwykli ludzie jedynie przed wyborami. Robią wszystko, by ludzie na nich zagłosowali. Najwyższa władza w Rzeczpospolitej - naród - dla rządzących jest dziś jedynie zbiorem WYBORCÓW - ludzi, których należy się bać raz na 4 lata.

Po to, żeby państwo naprawić trzeba doprowadzić do sytuacji, w której ludzie ze zinfantylizowanych wyborców przekształcą się w świadomych obywateli i sami stworzą prawa, które będą władzę ograniczać i kontrolować. Może wydawać się to niemożliwe zarówno dlatego, że system polityczny jest skutecznie zablokowany, jak i dlatego, że większość ludzi sprawia wrażenie całkowicie biernych, ale ja sądzę, że nadchodzą zdarzenia, które mogą spowodować całkowicie nowe rozdanie kart. I być może niedługo będzie miejsce na to, by ludzie realnie przejęli władzę i wyznaczyli nowe, lepsze zasady. Być może. Warto być wtedy przygotowanym, mieć jakiś pomysł na działanie, by nie dać się znowu zrobić w konia!

Zauważyliście, że władza nieodmiennie wszystkim kojarzy się z bogactwem? Że choć mówi nam się, że to my, NARÓD, rządzimy, to jednak udział ludzi ubogich wśród tych, którzy mają władzę jest zerowy? Czyli faktycznie nasi przedstawiciele NIE SĄ odwzorowaniem społeczeństwa, co oczywiście stawia pod znakiem zapytania samą zasadę "przedstawicielstwa". Ludzie, którzy nami rządzą to ludzie bogaci. Są zawsze przedstawicielami tej części wyborców (bo nie obywateli przecież!), która ma najlepsze wykształcenie i najwyższe dochody. Połączenie władzy i bogactwa jest przyczyną blokady systemu politycznego. W obecnym systemie, który z demokracją ma jedynie wspólną nazwę, wybory są sposobem na kupienie sobie władzy przez ludzi bogatych, tak jak kupuje się samochód czy lustro, a cały system jest tak zbudowany, by tę władzę zachowali. I nie ma tu nic do rzeczy, czy to jest JOW, czy system proporcjonalny, nie ma znaczenia sposób liczenia głosów! Sam fakt, że daje nam się wybór spośród wcześniej wskazanych kandydatów oznacza, że nie wybieramy, tylko wskazujemy, i nie przedstawicieli, tylko naszych panów!

Nie twierdzę, że każdy polityk jest dziś nieuczciwy Z NATURY. Znam osobiście całkiem przyzwoitych ludzi. Problemem jest system, w którym działają, który ZAWSZE, BEZ WYJĄTKU doprowadzi do tego, że będą służyli nie dobru ogólnemu, ale tym, dzięki którym mogli zostać wybrani – i nie myślę tu o wyborcach. Osoby wybrane w wyborach, które są tam gdzie są ZAWSZE dzięki czyimś pieniądzom, nieuchronnie są dłużnikami tych, którzy pieniądze wyłożyli.  A cała reszta z tego wynika.

99% ludzi w Polsce uważa, że system wyborów taki, jaki mamy obecnie, albo jakiś do niego podobny to JEST demokracja. Uważają, że jest to droga, która może doprowadzić do dobrej władzy. Przyznają, że ogólnie, póki co to się nie udaje, ale szukają przyczyn porażki systemu POZA SAMYM SYSTEMEM (mentalność Polaków, Unia Europejska, sposób liczenia głosów, sposób prezentowania przedstawicieli, ...) i powielają z gruntu fałszywe twierdzenie, że "demokracja to bardzo zły system, ale najlepszy ze znanych". Oczywiście mylą się, oczywiście to nieprawda, ale dziesięciolecia wmawiania ludziom, że coś, co z całą pewnością demokracją NIE JEST właśnie nią JEST doprowadziło do kompletnego wypaczenia pojęć i rozumienia procedur politycznych. Obecny system zamyka nas faktycznie w swego rodzaju "pojęciowym więzieniu" uniemożliwiającym nam wyobrażenie sobie czegoś zupełnie innego.

Zazwyczaj gdy w dyskusjach dotyczących systemów politycznych, a w szczególności systemu, w którym żyjemy, dochodzę do tego punktu, pojawia się pytanie typu: "NO DOBRZE, ALE W TAKIM RAZIE CO PROPONUJESZ". Dotychczas odpowiadałem na takie pytania stwierdzeniem, że aby zauważyć, że ktoś jest chory nie trzeba być lekarzem, za to po to by zaproponować leczenie lepiej nim być. A ja nie jestem lekarzem, więc nie mam do zaproponowania żadnej kuracji.

Tak, był to unik, bo naprawdę nie miałem pomysłu na system, który mógłbym uznać za dobry. Myślałem o monarchii, która się doskonale przez wieki sprawdziła, ale bez przekonania. Nie jestem monarchistą, ale nie mam nic przeciwko monarchii... poza tym, że nie potrafię sobie wyobrazić jej ponownego wprowadzenia. (Moja ograniczona wyobraźnia nie jest oczywiście żadnym argumentem merytorycznym, a jedynie subiektywnym wytłumaczeniem dla mnie samego).

Dziś mam początek odpowiedzi.

Istnieje sposób wyłaniania przedstawicieli sprawujących władzę, który jest u samych swych podstaw sposobem likwidującym przywileje bogatych. Jest to losowanie.

Pomysł losowania jako sposobu wyłaniania władzy zawsze zaskakuje. Pierwszą reakcją jest niedowierzania: losowanie? Przecież to byle co!

A losowanie tak naprawdę to nie jest „BYLE CO”, tylko „BYLE KTO”. A to ogromny postęp! Byle kto to osoba, która z całą pewnością będzie uczciwsza od wybranego w wyborach polityka, który dotarł tam, gdzie dotarł dzięki niespełnianym obietnicom, ale przede wszystkim dzięki pieniądzom bogatych sponsorów i wsparciu partii politycznej, wobec których podejmuje o wiele ważniejsze zobowiązania niż wobec swoich wyborców.

Losowanie przedstawicieli powoduje likwidację tego problemu. Pomysł niepokoi, bo na przykład w pierwszym momencie może się wydawać, że losowanie może oznaczać przyjmowanie „losowych” praw. A przecież tak nie jest! W losowaniu przedstawicieli chodzi o to, by nie dopuścić do tego, by najbogatsi wzięli władzę w swoje ręce, by ją w pełni kontrolować.

To prawda, że istnieje możliwość wylosowania jakiegoś skończonego sukinsyna, osoby całkowicie nieuczciwej, albo zupełnie niekompetentnego idioty! Oczywiście, że tak! Mówimy jednak o systemie, który u swych podstaw ma konstytucję opartą NAJPIERW o zapisy pozwalające na kontrolowanie działań władzy, pozwalające rozliczać i odwoływać władzę. A więc również kontrolować, rozliczać i odwoływać wylosowane osoby, które się nie sprawdzają. Warto również mieć na uwadze możliwość rozliczania wylosowanych osób z ich działań w czasie, gdy byli naszymi przedstawicielami. Taka perspektywa rozliczenia byłaby skutecznym hamulcem przed nieuczciwymi działaniami. I pamiętajmy, że obecnie nie mamy ŻADNEGO narzędzia chroniącego nas przed nieuczciwymi przedstawicielami, czy idiotami.

Zastanawiałem się nad tym, jakie są, czy mogłyby być, problemy nie do pokonania w przypadku wprowadzenia systemu losowania przedstawicieli (zamiast wyborów). Oczywistym wydało mi się, że sposób losowania i kontroli przedstawicieli powinien być mądrze obmyślony na samym początku. Przy założeniu, że z góry wyklucza się możliwość udziału we władzy ludzi, którzy obmyślili system jej wyłaniania i kontroli, możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że taki system byłby nadzwyczaj skuteczny.

Z pewnością można wymyślić szereg argumentów przeciwnych losowaniu przedstawicieli. Dyskusje na ten temat trwają na przykład we Francji, gdzie profesor ekonomii i prawa na uniwersytecie w Marsylii Étienne Chouard (dla znających francuski - https://www.youtube.com/results?search_query=%C3%89tienne+Chouard), stara się propagować tę nowatorską ideę. Nowatorską, bo jest to idea zdecydowanie wykraczająca poza wszystko, o czym się powszechnie dyskutuje obecnie analizując systemy polityczne. Tu już nie chodzi o to, jak WYBIERAĆ posłów czy radnych i czy system Jednomandatowych Okręgów Wyborczych jest lepszy od systemu wyborów proporcjonalnych. Tu chodzi o wprowadzenie PRAWDZIWEJ demokracji na miejsce rządów oligarchicznych, z którymi mamy obecnie do czynienia. Jeszcze w początkach XIX wieku pojęcie „demokracji” jednoznacznie kojarzyło się ludziom z losowaniem przedstawicieli. Dopiero potem zostało ono faktycznie ukradzione , a jego znaczenie wywrócone do góry nogami tak skutecznie, że dziś prawie wszyscy wierzą w to, że system, w którym żyjemy jest systemem władzy ludu. Nawet pomimo tego, że praktycznie nikt nie ma poczucia posiadania faktycznego wpływu na władzę.

To co? Może zamiast wybierać, to wylosujemy nowego prezydenta?

 

Powroty - co by było, gdyby Polska nie powiedziała NIE Hitlerowi?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka